Tajemniczy kamień koło Drzycimia

Dariusz Piasek

Na południowym skraju Borów Tucholskich, ok. 4,5 km na północny wschód od Drzycimia, znajduje się w lesie duży głaz narzutowy, na którym są wyryte tajemnicze znaki. Kamień ten jest prawie zupełnie pogrążony w ziemi i wygląda jak płaska pozioma płyta o nieregularnym pięciobocznym zarysie i wymiarach ok. 150 x 110 cm. Znaki przedstawiające koronę i dwa krzyże maltańskie są bardzo prymitywne (schematyczne i nieregularne), ale sprawiają wrażenia archaicznych i z pewnością nie zrobił ich scyzorykiem jakiś znudzony turysta. Płytkie lecz szerokie i wyraźne rysy zostały mozolnie wykute lub wyryte, a ten kto je wykonał w tym twardym granitowym głazie musiał się niemało natrudzić.

Kamień leży na niewielkiej polance utworzonej przez dwa rozłożyste dęby i nie prowadzi do niego żadna ścieżka. Najłatwiej można tam dotrzeć od strony przesieki z linią wysokiego napięcia przecinającą szosę z Drzycimia do Osia. Należy przy tym pamiętać, że jest to jedna z dwóch przesiek przecinających tę drogę między Werami i Spławiem (przystanki PKS), pierwsza od strony Werów, a druga z kolei, nieco węższa i bardziej zarośnięta, od strony Spławia. Od skrzyżowania trzeba skręcić na północ i po ok. 150 m marszu dochodzi się do wspomnianych już dębów położonych po lewej (wschodniej) stronie przesieki. Kamień leży ok. 15 m od jej brzegu i ok. 4 m na północ od dębu znajdującego się bardziej na północ, bliżej brzozowego zagajnika.

Tajemniczy Kamień - fot. Adam Paluśkiewicz

Te nieco przesadnie szczegółowe informacje podaję dlatego, że mimo swoich dosyć rozmiarów, kamień może być zupełnie niewidoczny nawet dla stojącego na nim człowieka! Kiedy byłem tam ostatnio po dłuższej przerwie był on zasypany igliwiem i tak dokładnie zasłonięty bujną trawą, że minęło kilka minut zanim go ponownie „odkryłem”.

Według miejscowej tradycji na tym kamieniu siedział sam Napoleon Bonaparte, gdy zatrzymał się w tej okolicy w czasie wyprawy na Moskwę w roku 1812. Faktem jest, że droga z Tucholi, przez Trzebciny i Tleń do Osia, zwana do dzisiaj Traktem Napoleońskim, została wytyczona przez inżynierów przygotowujących przemarsz Wielkiej Armii. Sam cesarz natomiast nigdy po niej nie jechał, ponieważ w 1812 r. trasa jego podróży wiodła przez Poznań, Toruń, Malbork i Królewiec do Wilna.

Niewątpliwie jednak widok barwnych oddziałów, które ciągnęły tędy nie kończącym się sznurem, a może także jakiegoś generała w szamerowanym złotem mundurze był dla tutejszej ludności widokiem niezwykłym, o którym opowiadano sobie z pokolenia na pokolenie, wiążąc z czasem tamte odległe i mocno już wyblakłe wspomnienie z jakimś konkretnym przedmiotem lub miejscem.

W wyobraźni ludowej stawało się ono czymś na kształt uświęconej tradycją pamiątki, swoistym pomnikiem historii. Nie należy jednak brać tych opowieści dosłownie ponieważ w każdej legendzie historia miesza się z mitem i problem polega na tym jak oddzielić jedno od drugiego.

Tajemniczy Kamień - fot. Adam Paluśkiewicz

Kiedy indziej usłyszałem jeszcze jedną wersję wydarzeń związanych z tym kamieniem. Podobno dawniej znajdował się on w Werach i owe tajemnicze znaki wyryto dla upamiętnienia pobytu jakiegoś krzyżackiego księcia (?!). Może i w tej na pozór całkowicie fantastycznej wiadomości – pomyślałem wówczas – tkwi jakieś ziarno prawdy?

Szukając w bibliotekach informacji na temat ruin zameczku krzyżackiego w pobliskim Gródku znalazłem w II tomie Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego z 1881 r. na str. 826 wzmiankę o tym, że w dzień św. Marcina (11 XI) 1448 r. przebywał na tamtejszym zamku … wielki mistrz Zakonu Najświętszej Marii Panny Konrad von Erlichshausen i stamtąd wystosował do polskiego starosty w Bydgoszczy pismo z zażaleniem o jakieś nadgraniczne rozboje.

Nie sądzę jednak, żeby na pamiątkę tego wydarzenia wyryto na głazie takie znaki. Bardziej uzasadniony w tym wypadku byłby raczej herb wielkiego mistrza z odpowiednią datą. Ryty znajdujące się na kamieniu, ich układ i forma samego głazu nasuwają raczej podejrzenia, że mógłby to być kamień graniczny!

Tajemniczy Kamień - fot. Adam Paluśkiewicz

Korona była przecież synonimem Królestwa Polskiego, a motyw krzyża maltańskiego nie jest obcy ikonografii krzyżackiej w średniowieczu, o czym świadczą choćby pochodzące z ich nadania herby Gdańska i Elbląga. Wprawdzie do najbliższego punktu na dawnej granicy polsko – krzyżackiej (wytyczonej w 1349 r. i przebiegającej na pd. od linii, którą stanowiły osady: Jasiniec, Serock, Brzeźno, Pruszcz, Niewieścin, Soponin i Zła Wieś) jest ponad 25 km, ale nie ulega chyba wątpliwości, że miejsce, w którym obecnie znajduje się kamień, jako zupełnie przypadkowe, jest zapewne wtórne i być może przebył on długą i wieloetapową drogę zanim się tutaj znalazł.

Kto, kiedy i po co go tu przeniósł? Kto, kiedy i w jakim celu wyrył na nim te niezrozumiałe dzisiaj znak? Może ktoś zna odpowiedzi na te pytania?

Autor: Dariusz Piasek