Ruiny zamku krzyżackiego w Gródku
Dariusz Piasek
Chociaż nazwa tej miejscowości w sposób niedwuznaczny wskazuje na istnienie tutaj w dawnych czasach jakiejś niedużej warowni, to jednak chyba niewiele osób spoza Gródka orientuje się, gdzie należałoby jej szukać. Zwłaszcza, że najnowsze przewodniki i mapy turystyczne podają niedokładne a nawet błędne informacje dotyczące jej lokalizacji lub nie podają ich wcale.
W przewodniku Janusza Umińskiego „Bory Tucholskie” wydanym przez wydawnictwo PTTK „ Kraj” w serii „Na szlaku” (Warszawa 1980, str.90) można przeczytać, że w odległości ok. 2 km na pn. zach. od wsi, na cyplu morenowym przeciwległego, prawego brzegu Wdy położone jest wczesnośredniowieczne grodzisko wyżynne ( stąd nazwa wsi), na miejscu którego wznosił się do poł. XV w. zamek krzyżacki, zw drzycimskim. Wzmiankowany jeszcze w 1461 r. posiadał kształt wieży obronnej (kilkupiętrowej), którą otaczały z trzech stron wody Wdy. Takie położenie jest również zaznaczone na załączonej do przewodnika mapce oraz na opracowane przez tegoż autora pod względem treści turystycznej mapie „Bory Tucholskie” wydanej przez PPWK w 1986 r. (wyd. II).
Także przewodnik Józef Milewski „Pojezierze Kociewskie i okolice” (Wyd. Morskie, Gdańsk 1984, str. 268), chociaż nie powtarza wprost tej błędnej informacji, to jednak zawarte w nim, lakoniczne stwierdzenie, że zamek znajdował się „na wysokim wzgórzu” i był „z trzech stron otoczony rzeką” nie może wystarczyć do odnalezienia jego nikłych już obecnie pozostałości, tym bardziej, że następne zdanie bynajmniej nie zachęca do ich poszukiwania. Jeżeli bowiem autor pisząc o jego historii nowożytnej ogranicza się do wzmianki, że pod koniec XIX w. jedynym ocalałym fragmentem zamku było już tylko „murowane sklepienie”, to zapewne teraz nie ma po nim śladu – może ex silentio wnioskować czytelnik.
Z tzw. reporterskiego obowiązku muszę jeszcze wspomnieć o wydanej w zeszłym roku przez bydgoski oddział COIT mapie turystycznej Borów w skali 1:100. Niestety, mimo takiej skali, jej opracowanie graficzne i merytoryczne stoi na żenująco niskim poziomie i choć nie obejmuje ona samego Gródka, a jedynie miejsce opisane przez p. Umińskiego, to jednak nie posądzałbym jej autorów o takie subtelności, jak właściwa lokalizacja grodziska, skoro nawet asfaltową szosę z Tlenia do Tucholi wyprowadzają oni nieaktualnym od chyba 20 lat objazdem przez Szarłatę.
Tymczasem już w dziele Richarda Wegnera „Ein Pommersches Herzogthum und eine Deutsche Ordens-Komthurei” (Posen 1872), będącym klasyczną pozycją w literaturze historycznej dotyczącej okolic Świecia, jest zamieszczony planik, na którym dokładnie zaznaczono położenie ruin na tle ogólnej topografii wsi. Równie prawidłowo i precyzyjnie podają ich lokalizację stare mapy niemieckie oraz współczesne polskie opracowanie naukowe, których maszynopisy są dostępne w archiwum służb konserwatorskich (ul. Jezuicka 2).
W rzeczywistości bowiem cypel wysoczyzny morenowej z ruinami zameczku leży w widłach Wdy (Czarnej Wody) i niewielkiego strumienia bez nazwy, będącego jej prawym dopływem. Ale co najważniejsze, miejsce to nie jest wcale oddalone aż 2 km od Gródka, lecz najwyżej 200 m na pd. od mostu na Wdzie i znajduje się dokładnie naprzeciwko usytuowanej po długiej stronie rzeki zwartej zabudowy wsi. Natomiast jeżeli chodzi o sam zamek, to faktycznie w Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego (t. II, Warszawa 1881, str. 826) czytamy, że „teraz małe już tylko po nim resztki w sklepieniu murowanym, w fossie zamulonej i zarosłej zachowały się”, ale i dzisiaj można tam jeszcze w gąszczu drzew i krzewów odnaleźć fragmenty kamiennych fundamentów przykrytych grubą warstwą gruzu i ziemi.
Cały teren zamku jest w ogóle bardzo zarośnięty i na dodatek zryty wykopami XIX – wiecznymi archeologów i dziurami współczesnych poszukiwaczy skarbów. Ich ściany są gęsto naszpikowane skorupami potłuczonych dachówek i kawałkami dużych ręcznie wyrabianych cegieł (mają one po jednej stronie charakterystyczny deseń w postaci podłużnych i równoległych rowków, będących śladami palców średniowiecznych ceglarzy).
Fundamenty odsłonięte w czasie wykopalisk w 1885 r. (zob. J. Heise, Die Bau und Kunstdenkmäler der Provinz Westpreussen, Bd 1: Pommerellen, Danzig 1884 – 7 , Hasło Groddeck) są najlepiej widoczne od strony zach., gdzie tworzą odcinek o długości kilkunastu metrów i grubości ponad 1 m, zbudowany z kilku warstw średniej wielkości głazów. Są to prawdopodobnie pozostałości muru obwodowego zamku z wysuniętym w kierunku fosy czworobokiem, stanowiącym kiedyś – być może – podstawę wieżyczki bramnej. Niewiele więcej zachowało się okruchów historycznych.
Pierwsza wzmianka o istnieniu w Gródku jakiejś budowli krzyżackiej przypada na r. 1360, kiedy to komtur świecki Daniel von Menden wystawił przywilej osadniczy dla pobliskiego Drzycimia, a dokument ten został spisany „auf unserem Haus Dreczem” (w naszym domu zwanym Drzycim – jest to tłumaczenie amatorskie, przy pomocy słownika, ponieważ nie znam niemieckiego, a tym bardziej staroniemieckiego dialektu, którym posługiwali się Krzyżacy). O tym, że mamy tu istotnie do czynienia z zamkiem w dzisiejszym Gródku dowiadujemy się natomiast z listu, który wielki mistrz Zakonu NM Panny Konrad von Erlichshausen podyktował w dniu 11 listopada 1448 roku off unserem Hoffe zu Seczen anders Grotko (na naszym dworze w Drzycimiu zwanym inaczej Gródek).
Trzecia i ostatnia wzmianka źródłowa dotycząca historii tutejszego zameczku pochodzi z czasów wojny trzynastoletniej i donosi, że w 1461 r. król Kazimierz Jagiellończyk oddał go w zastaw za 6 tys. dukatów (zwanych w Polsce florenami) wojewodzie Janowi Kościeleckiemu. Późniejsze milczenie dokumentów oznacza zapewne, że zamek został opuszczony i popadł w ruinę. Być może przyczyniło się do tego również stopniowe osuwanie się skarpy od strony południowej, ale niezależnie od tego stara i ciasna siedziba krzyżacka nie odpowiadała chyba ambicjom i stylowi życia nowych właścicieli, którzy wznieśli na przedzamczu dwór wzmiankowany w lustracji z 1665 r.
Niewątpliwie głównym zadaniem grodu pomorskiego, a po zagarnięciu Pomorza przez Krzyżaków w roku 1309 także zbudowanej na jego miejscu strażnicy krzyżackiej, była ochrona i kontrola przeprawy przez Wdę. Tędy bowiem od pocz. XIII w. prowadziła jedna z odnóg tzw. „via marchionis” (drogi monachijskiej), którą kupcy, osadnicy i krzyżowcy z krajów niemieckich wędrowali do „ziemi obiecanej”, jaką w tym czasie były podbijane przez Krzyżaków Prusy. Droga ta prowadziła z Marchii Brandenburskiej przez Lędyczek, Plewno, Przysiersk do przeprawy na Wiśle pod Chełmnem, albo przez Cekcyn, Lniano, Drzycim, Gródek, Jeżewo do przeprawy w Grudziądzu.
Od końca XiV w. na skutek zahamowania napływu osadników i przesunięcia akcji militarnej Zakonu bardziej na północ, tranzytowo znaczenie odcinka wiodącego przez Gródek znacznie zmalało i zostało ograniczone do komunikacji lokalnej.
Na zamku, a raczej obronnej strażnicy jaką była warownia w Gródku, rezydował urzędnik krzyżacki podlegający komturowi w Świeciu. Urząd ten pełnił zapewne jeden z braci – rycerzy lub nawet braci – służebnych z konwentu świeckiego, który miał tutaj do dyspozycji niewielki oddział złożony z tzw. „knechtów”, czyli zaciężnych krajowych werbowanych za opłatą spośród poddanych Zakonu, głównie biedoty miejskiej i bezrolnych chłopów. Do jego obowiązków należała nie tylko kontrola przeprawy lub mostu, ale także nadzór nad służbą folwarczną składającą się z robotników najemnych, chłopów ze wsi zakonnych odrabiających pańszczyznę i niewolników. Folwark mieścił się na terenie przedzamcza, czyli tam, gdzie obecnie wznoszą się zabudowania PGR i jakże znamienna to kontynuacja.
Niewielkie rozmiary wzgórza, na którym położone są ruiny, zdają się potwierdzić często powtarzaną hipotezę, że w czasach krzyżackich była to murowana wieża mieszkalno – obronna, podobna zapewne do wzniesionej w 2 poł. XiV w. i w znacznie lepiej zachowanej wierzy w Nowym Jasińcu. Z drugiej strony jednak, kiedy próbowałem rozwikłać zagmatwaną się fundamentów w Gródku, posuwając się czasami ich tropem na czworakach przez gęste kolczaste zarośla, to nie mogłem się tam doszukać jakiegoś logicznego systemu i moim zdaniem równie dobrze zabudowa zamku mogła się składać z kilku mniejszych obiektów przylegających bezpośrednio do muru obwodowego. Dopóki nie zostaną przeprowadzone tutaj szersze badania archeologiczne, na które z wiadomych względów nie ma na razie co liczyć, kwestia ta pozostanie nie rozstrzygnięta.
Gdyby jednak rzeczywiście okazało się, że zamek miał formę wieży, to przez analogię do Jasińca można ją sobie wyobrazić w następujący sposób:
w piwnicach mieszczą się magazyny i karcer;
na parterze: izba dla straży i kuchnia;
na I piętrze: wielka izba o charakterze reprezentacyjnym i kaplica, jak przystało na dom zakonny;
na II piętrze: 2 – 3 izby mieszkalne z wykuszami, w których znajdują się ustępy;
na poddaszu: stanowiska strzeleckie oraz zapasy żywności i broń na wypadek oblężenia;
wokół budynku ciągnie się wąski pas ziemi, zwany międzymurzem i właściwy mur obronny ze strzelnicami i bramą zamykaną mostem zwodzonym (patrz – szkic rekonstrukcyjny -wygląd zamku na przełomie XIV i XV w.).
Strome zbocza wznoszące się kilkanaście metrów ponad dnem doliny Wdy, a także głęboka parów od strony południowej stanowiły główne walory obronne tego miejsca. Dodatkowo wzmacniała je wspomniana już sucha fosa przekopana między końcem klina, na którym stał zamek właściwy, a rozległym terenem przedzamcza na zachód od niego. Obecnie pozostał z niej jeszcze dosyć szeroki ale płytki rów, natomiast rzeka opływająca wzgórze od strony północnej, to dzisiaj ledwie widoczny wśród bujnej zieleni strumyczek. Stało się tak na skutek wybudowania w l. 1921-1923 elektrowni wodnej, która wymagała wzniesienia tamy na Wdzie powyżej Gródka i skierowania jej do sztucznego kanału, którego wylot znajduje się poniżej wsi.
W ten sposób dawne koryto rzeki zostało znacznie odwodnione, co widać najlepiej w okolicy mostu. Mimo tego dolina Wdy między Gródkiem i Rówienicą to nadal bardzo malowniczy zakątek, o czym przekonałem się właśnie szukając śladów grodziska według wskazówek p. Umińskiego. Grodziska nie znalazłem, bo nigdy go tam nie było, ale wędrówka przez nadrzeczne łąki i zarośla, poszukiwanie przejść przez potoki spływające z wysoczyzny w głębokich, mrocznych i bagnistych jarach nie niezwykle rozległy widok z krawędzi doliny pod Rówienicą w zupełności wynagrodził mi ten zawód i polecam je wszystkim wagabundom o każdej porze roku.
Autor: Dariusz Piasek