Smolarstwo w Borach Tucholskich

Dariusz Piasek

W XVI wieku Polska osiągnęła szczyt swojej potęgi gospodarczej i militarnej, do czego poważnie przyczynił się eksport towarów rolnych i leśnych, spławianych Wisłą do Gdańska. Decydującym wydarzeniem, prowadzącym do takiego stanu rzeczy, było odzyskanie przez Polskę dostępu do morza na mocy pokoju toruńskiego (1466). Polskie zboże, mięso, futra, sól i produkty leśne zalały Europę, a ponieważ był to czas wielkich odkryć geograficznych, zaistniał olbrzymi popyt na smołę drzewną.

Czasy potęgi

Jaki związek istnieje między tą lepką mazią, a wyprawami hiszpańskich konkwistadorów i angielskich korsarzy? Otóż bardzo ścisły. W tamtych czasach, jak wiadomo, okręty budowano z drewna i uszczelniano je smołą, której zapas zabierano ze sobą na dłuższe wyprawy. Okręty były bowiem niszczone przez mięczaki – świdraki okrętowe, które drążyły w mokrym drewnie niekończące się kanały. Żeglarze starali się chronić kadłuby przez częste ich mycie i smarowanie smołą. Jak ważne były to zabiegi, przekonał się Krzysztof Kolumb w czasie swej czwartej, ostatniej wyprawy do Ameryki. Admirał lekkomyślnie nie zabrał ze sobą smoły, wskutek czego świdraki dokonały olbrzymich zniszczeń na jego statkach: dwie karawele musiał porzucić u brzegów Panamy, dwie pozostałe z trudem wróciły do Hiszpanii.

Monopolista

Nie mamy bezpośrednich dowodów na to, że hiszpańskie karawele i karaki pływały dzięki polskiej smole, ale zważywszy na to, że w XVI wieku Rzeczpospolita miała praktycznie monopol na ten produkt, to nie można tego wykluczyć. Możemy za to być pewni, że statki Francisa Drake’a, królewskiego korsarza, były smarowane polską smołą, bowiem Anglia zaopatrywała się w ten towar niemal wyłącznie w Gdańsku. Kiedy Anglicy zakładali pierwsze kolonie w Ameryce, zabrali ze sobą kilku polskich smolarzy, by uniezależnić się od polskiego monopolu.

Dziejowa rola smoły

Nie jest wykluczone, że polska smoła zmieniła bieg historii. O czym mowa? Otóż o klęsce hiszpańskiej Niezwyciężonej Armady w 1588 roku. Król Filip II wysłał wielką armadę na podbój Anglii, jednak olbrzymi sztorm zniweczył jego plany. Armada Invencible uległa potężnym siłom natury, reszty dokonały okręty angielskie, notabene smarowane polską smołą! W ciągu kilku godzin Hiszpania przestała być najsilniejszym imperium świata, a Anglia z trzeciorzędnego państewka europejskiego stała się pierwszorzędnym mocarstwem, przez co dziś to angielski, a nie hiszpański jest językiem światowym.
A wszystko to przy udziale polskiej smoły! Chyba już teraz nikt nie wątpi w to, że smoła zasługuje na to, by przyjrzeć się jej z bliska?

Smoła drzewna i metody jej pozyskania

Czym zatem jest, a raczej była smoła drzewna? To, co dziś nazywamy smołą, jest produktem uzyskiwanym z węgla i ropy naftowej i ma niewiele wspólnego z niegdysiejszą smołą, która była nieco rzadsza, ciemnobrązowa (nie czarna) i miała przyjemny zapach. Można ją uzyskać dwiema metodami: suchej destylacji drewna i spalania drewna przy minimalnym dostępie powietrza.

Obydwie te metody znali już Prasłowianie. Suchej destylacji drewna dokonuje się prażąc je w szczelnie zamkniętym naczyniu lub murowanym piecu.
Dawni Słowianie używali do tego celu dwóch naczyń glinianych. Dolne naczynie spoczywało w dołku ziemnym i pokryte było górnym naczyniem, w którego dnie znajdowały się małe otwory. Do górnego naczynia wkładało się drobno pocięte drewno żywiczne, sosnowe, następnie przykrywano je pokrywką i oblepiano gliną, szczególnie dokładnie uszczelniając miejsce złączenia dwóch naczyń. Rozpalano ogień wokół górnego naczynia, w którym wytwarzała się temperatura 700°C. Pary smołowe przedostawały się przez otwory do górnego naczynia, gdzie skraplały się tworząc smołę. W górnym naczyniu pozostawał węgiel drzewny, jako drugi produkt suchej destylacji.
Tą samą metodą pozyskiwano dziegieć – zamiast żywicznej sośniny prażąc korę brzozową.
Pozostałości urządzeń służących do produkcji smoły i dziegciu odnaleziono w Biskupinie, nieopodal słowiańskiego gródka istniejącego od VII – XI wieku.

Zastosowanie

Prasłowianie używali smołę do uszczelniania beczek i kadzi, do konserwacji drewna, smarowania osi wozów (osie smarowano też masłem, stąd obydwa słowa „masło” i „smoła” mają związek z czasownikiem „mazać”), do uszczelniania łodzi i w medycynie. Smoła była też środkiem bojowym – wylewano ją wrzącą na głowy napastników.

Smoła brzozowa, zwana dziegciem, miała równie szerokie zastosowanie: jako środek dezynfekujący, na choroby skórne ludzi i zwierząt tj. łupież, parchy, liszaje, trądzik; nasączano nim odzież, by zabezpieczyć ją przed robactwem, impregnowano nim skóry, stąd przysłowie: „Pijaj i dobrze jadaj, ale z szewcem nie zasiadaj, bo choć zadek zapcha wiechciem, przecież zawsze śmierdzi dziegciem”. W gwarze kociewskiej (tak samo w gwarze borowiackiej -dop. red.) zachowały się słowa „dziegciarz/dziegciarka”, czyli „brudas/brudaska”.

Dziegieć był też środkiem magicznym – kreślono nim krzyże nad drzwiami i kołyskami dziecięcymi, by odpędzić złe duchy. Nieboszczykowi zalepiano czasem usta smołą lub dziegciem, aby nie przeistoczył się w upiora (upiora takiego określa się mianem „połap” lub „wieszczi”). W późniejszych czasach dziegieć służył też do produkcji mydeł i szamponów.

Organizacja produkcji smoły

Na skalę przemysłową zaczęto produkować smołę dopiero w XVI wieku. Właścicielami smolarni byli wówczas feudałowie, wykorzystujący jako siłę roboczą chłopów pańszczyźnianych. Na początku XIX wieku bardziej popularny stał się system dzierżawy. Właściciel lasu oddawał w dzierżawę swoje piece smolne, bądź jedynie grunt pod nie. Smolarz kupował drewno od właściciela lasu i płacił czynsz, którego wysokość zależała od wielkości produkcji.

W Borach Tucholskich zawsze istniały doskonałe warunki do produkcji smoły. Po pierwsze nie brakowało surowca, czyli drewna sosnowego. Po drugie niedaleko płynie Wisła, czyli trakt prowadzący do Gdańska. Wreszcie po trzecie brak urodzajnych gleb zmuszał ludzi do uzyskiwania dochodów z produktów leśnych. Z pewnością te trzy czynniki przyczyniły się do tego, że smolarstwo utrzymało się tu bardzo długo, bo aż do II wojny światowej. Być może to właśnie w Borach Tucholskich pracowały ostatnie smolarnie na terytorium współczesnej Polski.

Piewsze piece smolne

Do dziś zachowały się ruiny kilku pieców murowanych. Zacznijmy jednak od początku, czyli od najstarszego typu pieca.
Trudno właściwie tę konstrukcję nazwać piecem, była to bowiem głęboka jama wykopana w ziemi. Miała kształt leja po bombie, a na jej dnie umieszczono glinianą nieckę, do której ściekała smoła, odprowadzana następnie drewnianymi rynienkami do beczki. W jamie takiej układano żywiczne drewno, najlepiej karpinę (karcze), czyli podziemną część ściętej sosny. Karcze zawierają dużo żywicy, zwłaszcza, jeśli stoją w ziemi przez kilka lat. Drewno układano wokół żerdzi, umieszczonej w centrum leja. Kiedy jama była pełna, przykrywano ją mchem, darniną i ziemią i dobrze ubijano. Pozostawiano kilka otworów, przez które podpalano drewno i które służyły później do regulacji ognia. Sośnina tliła się przy minimalnym dostępie tlenu przez 4 – 6 dni i oddawała smołę, zamieniając się w węgiel drzewny.

Na terenie Borów Tucholskich nie znaleziono śladów po piecach jamowych, nie ulega jednak wątpliwości, że musiały takie istnieć. Wiadomo bowiem skądinąd, że działalność smolarska istniała tu od najdawniejszych czasów. Jeszcze stosunkowo niedawno były tu używane kopce o podstawie utwardzonej. Najstarsi mieszkańcy Borów pamiętają takie piece jeszcze z czasów, kiedy były eksploatowane. We wsi Byłyczek (koło Śliwic) istniało w okresie międzywojennym kilka takich pieców.

Jedna z metod pozyskiwania smoły

W celu przygotowania takiego kopca, najpierw formowano w ziemi płytkie, lejkowate zagłębienie o średnicy do 8 metrów i głębokości od 30 cm do 1 metra. Zagłębienie to utwardzano gliną, żwirem lub kamieniami i układano na nim kopiec z żywicznego drewna. W podstawie umieszczona była gliniana bądź drewniana niecka, do której spływała smoła. Drewnianymi rynienkami była odprowadzana na zewnątrz kopca. Drewno przykrywano mchem, darniną i ziemią, kilka otworów pozostawiano do regulacji ognia. Taki stos tlił się przez około 7 dni i w tym czasie zawsze ktoś musiał być obecny przy piecu, bowiem płomienie często przebijały się przez wierzchnią warstwę i trzeba je było tłumić. Gotową smołę wywożono do Starogardu, Świecia i Grudziądza. Węgiel drzewny kupowali aptekarze, kowale i krawcy. Tego typu piece były inwestycjami niskonakładowymi, dlatego mogli sobie na nie pozwolić nawet ubodzy chłopi. Drewno mieli prawo pozyskiwać z dworskich lasów na mocy tzw. serwitutów. Wraz z całkowitym zanikiem serwitutów smolarstwo upadło.

Piec smolny w Laskach

Nowocześniejszy typ pieca istniał we wsi Laski (między Śliwicami, a Osiem). Jego ruiny istniały jeszcze w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, a jak wyglądał możemy zobaczyć w książce Mühlardta „Die Tuchler Heide. Danzig 1908”. Piec był własnością Łukasza Żurawskiego, który pędził smołę razem ze swymi synami. Był zbudowany w całości z cegieł, miał kształt wielkiego kopca, a w środku był podzielony na dwie komory: dolną i górną. W górnej układano karcze sosnowe, do dolnej spływała smoła przez otwór w dnie górnej komory. Karpinę układano w piecu przez dwa otwory – jeden na wierzchołku, drugi u podstawy. Dolny otwór zamurowywano, podpalano karpinę od góry i otwór wierzchołkowy zakrywano kamienną płytą, którą można było regulować płomień. Ciekawostką jest, że w Laskach pozyskiwano również terpentynę. Tę ciecz uzyskuje się z gazów smolnych, które trzeba odprowadzić na zewnątrz pieca specjalnymi kanałami i skroplić je w metalowym kotle, zaopatrzonym w chłodnicę. Aby chłodnica sprawnie funkcjonowała, trzeba w niej często wymieniać wodę, stąd też piec w Laskach zbudowano obok rowu z płynącą wodą. Smołę i terpentynę zbierano w szklanych bańkach o pojemności 20 – 50 litrów.

Piec smolny w Laskach

Co pewien czas, zawsze w niedzielę, przyjeżdżali po nią Żydzi ze Świecia, a nawet z Kongresówki. Popyt na smołę był wielki, gdyż w tym czasie smolarni było już niewiele, a produkty ropopochodne przed I wojną światową nie zdążyły się jeszcze rozpowszechnić, zwłaszcza w Kongresówce. Właściciel smolarni w Laskach dobudował do pieca drewniany barak, w którym ludzie obsługujący piec mieszkali przez cały czas wytopu smoły, a więc przez całą zimę. Nie narzekali z pewnością na zimno, gdyż piec bardzo silnie grzał. Istniało też drugie pomieszczenie przy piecu, w którym kobiety suszyły len i tkały płótno. Smolarnia w Laskach przestała działać na krótko przed I wojną światową, wraz ze śmiercią Łukasza Żurawskiego.

Ostatnia smolarnia w Laskach - Bory Tucholskie, rekonstrukcję pieca smolnego z Lasek podziwiać możemy w Muzeum Etnograficznym w Toruniu

Piece płaszczyznowe

Nowocześniejszym typem pieca był tzw. piec płaszczowy. Piece takie były użytkowane we wsiach Osieczna i Krówno Małe (w pobliżu Śliwic). Osieczna od XVII do końca XIX wieku była osadą smolarską, jednak w 1890 roku cała kolonia smolarzy uległa zagładzie w pożarze i odtąd pracowało już tylko kilka pieców. Ruiny jednego z nich istnieją po dziś dzień. Piec był murowany z cegły i miał podwójne ścianki, między którymi istniała wolna przestrzeń. W piecu wewnętrznym układano drewno żywiczne (najczęściej nadziemne pnie obumarłych sosen), zaś w pustej przestrzeni rozpalano ogień drewnem liściastym lub zwykłym sosnowym. Smołę uzyskiwano więc tu metodą suchej destylacji, a nie bezpośredniego spalania, jak w Laskach. Kupcy przyjeżdżali po nią furmankami zaprzężonymi w woły i wywozili ją za Wisłę. Według relacji jednego ze starszych mieszkańców Osiecznej, miejscowi chłopi mogli korzystać z lasu na mocy przywileju zwanego „freiheit”, który to przywilej około 1900 roku wykupili Niemcy.

Zmierzch smolarstwa

Zastanówmy się teraz nad przyczynami upadku smolarstwa w Borach Tucholskich.
Przyczyną zasadniczą było rozpowszechnienie się produktów ropo- i węglopochodnych. Mimo to pamiętajmy, że smolarstwo istniało w Borach bardzo długo, bo co najmniej do I wojny światowej. Było to możliwe dzięki dużemu jeszcze popytowi w Kongresówce, być może dlatego, że Kongresówka miała ograniczone możliwości nabywania produktów ropopochodnych i nie miała wiele lasów sosnowych, tak rozległych, jak Bory Tucholskie.
Drugą przyczyną był zanik przywilejów serwitutowych, które umożliwiały chłopom korzystanie z lasów. W XIX wieku większość lasów przeszła na własność państwa pruskiego, które nie było zainteresowane produkcją smoły.

Dziś niewielu już ludzi pamięta czasy produkcji smoły, zostało tylko kilka zabytków – ruin pieców i ślady w toponimii: Oski Piec, Łąski Piec, Smolniki, Smolarnia. Nawiasem mówiąc, w Smolarni (gmina Osie) chyba nigdy nie było takiego zakładu, ale zwróćmy uwagę, że dawniej nazywano tę osadę Budziska. Budnikami nazywano ludzi parających się wypalaniem popiołu drzewnego i produkcją potażu.

Czyżby w dzisiejszej Smolarni istniała niegdyś produkcja potażu, bardzo ważnego towaru eksportowego, używanego do farbowania skór, bielenia płócien, produkcji mydła i szkła?
To jest już temat na inną opowieść.

Autor: Dariusz Piasek, Echo Borów Tucholskich