Trzej dziwni kompani

Niecodzienni goście w Gołąbku

Podczas dokonywania rutynowego obchodu myśliwskiego rewiru młody leśniczy z leśniczówki Gołąbek na skrzyżowaniu leśnych dróg napotkał trzech dziwacznie ubranych mężczyzn.
Pierwszy z nich miał na sobie obszerny i powiewny płaszcz w kilku miejscach porwany i mający tyle dziur, że trudno byłoby ustalić, z jakiej tkaniny został uszyty. Ten jest zapewne uosobieniem wiatru – pomyślał leśniczy – tego przewiewa wiatr na wylot. Drugi nosił białe owcze futro, na głowie wełnianą czapkę, a ręce miał ukryte w jednopalcowych rękawicach, mimo iż zima dawno już minęła. To prawdziwy kudłaty zmarźlak – powiedział do siebie leśniczy – ten mi się nie podoba. Wreszcie spojrzał na trzecią osobę. Musiał jednak zaraz odwrócić wzrok by nie oślepnąć, gdyż jej ubiór błyszczał jak tarcza słońca.
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! – rzekł leśniczy i chciał odejść.
– Nie tak prędko, panie leśniczy – zawołali napotkani mężczyźni.
– Najpierw powiedz nam, którego z nas pozdrowiłeś w imię Boga.
-Najsilniejszego z was – odpowiedział leśniczy. Teraz wymienieni rozpoczęli spór, który z nich jest silniejszy. Nie mogli jednak dojść do porozumienia, przeto uradzili, że leśniczy będzie w nim sędzią.
– Bieda ma najmniejsze potrzeby i w skromności tkwi jej siła – powiedział leśniczy i dodał; – Tamten w porwanym i podziurawionym płaszczu jest jak widać najbiedniejszy z was, więc i najsilniejszy. Jemu należy się więc moje pozdrowienie.Pozostałych wędrowców opanowała złość. Ten ubrany w błyszczący strój rzucił leśniczemu gorejące spojrzenie o mocy żywego ognia i rzekł:
– Będziesz mocno żałował, że nie skierowałeś do mnie swego pozdrowienia. Jestem słońcem i gdy nadejdzie lato, skieruję całą moc moich promieni na ciebie tak, że umrzesz pod ich żarem!
– Przypatrz się mi dobrze – rozpoczął ów ubrany w kożuch -abyś mnie rozpoznał, gdy nadejdzie zima – a jego głos brzmiał ostro i zgrzytliwie, jakby zderzyły się dwie bryły krystalicznego lodu. – Jestem mrozem i tak ciebie zmrożę, że słychać będzie klekotanie kości w twoim ciele.
– Nie obawiaj się, miły leśniczy – szepnął cicho wyróżniony -jestem wiatrem i wiem, jak ochronić cię przed ich gniewem. Jeśli promienie słońca będą dla ciebie zbyt mocne, wtedy jako wietrzyk przyniosę ci ochłodę. A gdy obejmie cię swymi szponami siarczysty mróz, zatkam wszystkie dziury w moim płaszczu. Nie zawieje wtedy żaden wietrzyk i siła mrozu osłabnie.
Szczęśliwy z dokonanego wyboru leśniczy poszedł w dalszy obchód lasu. Wiedział, że odtąd wiatr będzie dla niego łagodził żar słońca i sprzyjał w czas mrozów.

Na podstawie: R.A. Regliński, „Legendy Borów Tucholskich”, wydawnictwo Region, Gdynia 2001 oraz M. Ollick „Maltych i grapa” wydawnictwo LOGO, Tuchola 2007