Bitwa pod Tucholą

Bitwa pod Tucholą 5.11.1410

Dariusz Piasek

15 lipca 1410 r. Krzyżacy ponieśli wprawdzie druzgocącą klęskę militarną, ale Zakon, jako organizacja o zasięgu europejskim, posiadająca ugruntowane od 200 lat wpływy w Rzymie i na dworze cesarskim, potrafił nawet przegraną obrócić na swoją korzyść. Walka z nim przypominała więc pojedynek ze stugłową hydrą, która mimo utraty 99 głów na polach między Grunwaldem, Stębarkiem i Łodwigowem mogła się obronić i zregenerować dzięki tej jednej, która ocalała.

Tą głową był komtur świecki Henryk von Plauen. Dowodził odwodami zabezpieczającymi południowo – zachodnią granicę państwa krzyżackiego, w rejonie Świecia nad Wisłą. Na wieść o porażce i śmierci wielkiego mistrza pośpieszył do Malborka zorganizować obronę tamtejszego zamku. Długotrwałe i bezskuteczne oblężenie stolicy Zakonu, które przez prawie 2 miesiące wiązało siły koalicji polsko – litewskiej, umożliwiło Krzyżakom ściągnięcie pomocy z Inflant i z Niemiec.

Po odstąpieniu od Malborka (14.IX.) Jagiełło rozpuścił armię, zatrzymując jedynie niewielkie oddziały stacjonujące w zdobytych zamkach, i wycofał się na Kujawy. Na początku października król ponownie zwołał pospolite ruszenie, które wraz z rycerstwem nadwornym odniosło drugie, poważne zwycięstwo w bitwie pod Koronowem (10.X.) nad posiłkami krzyżackimi idącymi z zachodu i dążącymi do połączenia się z armią inflancką, działającą na terenie ziemi chełmińskiej.

Opis bitwy

Niestety, powracający spod Koronowa Krzyżacy oszukali dowódcę zamku tucholskiego (który był wówczas w rękach polskich) mówiąc, że to oni wygrali bitwę i pokazując jako dowód kilkunastu jeńców. Jan Brzozogłowy nie widząc sensu w dalszym oporze, wobec utraty nadziei na przybycie odsieczy, oddał zamek bez walki.

Niedługo potem Jagiełło jeszcze raz ogłosił pospolite ruszenie w Wielkopolsce i na Kujawach, a zgromadzone chorągwie pod dowództwem podkomorzego krakowskiego Piotra Szafrańca wysłał na Pomorze w celu rozbicia nowych posiłków krzyżackich i odzyskania Tucholi. Oddziały polskie w sile 12 chorągwi, to jest około 2 – 2,5 tyś. konnych rycerzy, przybyły pod Tucholę od strony Koronowa rankiem 5 listopada 1410 r.

Jan Długosz w XI księdze swoich sławnych Roczników podaje, że Szafraniec ukrył wojsko „w odpowiednim do zasadzek miejscu” i wysłał naprzeciw 600 kuszników „dla podrażnienia nieprzyjaciół”. Według nieżyjącego już profesora Karola Górskiego, współautora zarysu monograficznego Tucholi, idealnym miejscem na taką zasadzkę była głęboka dolina, która zaczyna się na skraju lasu przy drodze z Koronowa, a kończy przy szosie sępoleńskiej w pobliżu tzw. przetwórni.

Posuwając się wzdłuż tej doliny można było niepostrzeżenie zbliżyć się na odległość zaledwie kilometra od zamku i miasta. Tak więc główne siły polskie czekały zapewne w ukryciu u wylotu tej doliny, mniej więcej tam, gdzie obecnie przecina ją ul. Wiejska. Tymczasem kusznicy wysłani pod miasto zaczęli grabić wszystko, co im się nawinęło pod rękę.

Ich łupem padł należący do zamku folwark Kałdowo, którego zaginioną już dzisiaj nazwę odnajdujemy w lustracjach starostwa tucholskiego z XVI i XVII w. Leżał on prawdopodobnie gdzieś między ulicami Ogrodową i Sępoleńską, na obszarze zajmowanym obecnie przez osiedle Kopernika i sztuczny wąwóz z torami linii kolejowej. Za taką lokalizacją przemawia opis folwarku w lustracji z 1565 r. („pod zamkiem zbudowany, siedzi nad jeziorem” – z pewnością chodzi tu o wysychające Jezioro Zamkowe), wzmianka o bramie na przedzamczu, zbudowanej „ku chodzeniu do folwarku” (ul. Ogrodowa) oraz sama nazwa (z niem. Kaltenhof, czyli Zimny Dwór), którą Krzyżacy określali zazwyczaj folwark położony na północ (w tym przypadku na północny – zachód) od zamku. A zatem,

„kiedy ci wieźli łupy i pędzili zagarnięte bydło – relacjonuje Długosz – Krzyżacy wybrawszy się w znacznej sile i sądząc, że nie ma ich więcej niż się pokazało, wpadli na owych sześciuset polskich zaciężnych, którzy udając popłoch i ucieczkę wciągnęli ich za sobą w zasadzkę”.

Krzyżacy – a raczej ich wojsko składające się z zaciężnych i krzyżowców – ochotników, pochodzących przeważnie z Czech, Śląska i krajów niemieckich – stacjonowali na zamku, gdzie mieszkali ważniejsi goście, z księciem Janem Ziębickim i biskupem Salazburga na czele. Natomiast główny obóz rozbili zapewne na błoniach na północ od miasta, między bramą Chojnicką i bramą Świecką, zwaną także Toruńską. Po ogłoszeniu alarmu część z nich ruszyła bezpośrednio przez wspomnianą już bramę z przedzamcza, a pozostali okrążyli miasto, przeprawili się przez Kicz po moście znajdującym się między ulicami Sępoleńską i Garbary i uderzyli z boku na wycofujących się z zabudowań Kałdowa polskich kuszników.

Pokonawszy niewielkie obniżenie, w którym obecnie zbiegają się ulice Wiejska i Mickiewicza, oddziały krzyżackie wspinały się po łagodnym stoku. Kiedy zbliżały się już do krawędzi doliny, stojące za nią chorągwie polskie podniosły proporce i wystąpiły z ukrycia. Widok rozwiniętych szyków, które tak nagle i nieoczekiwanie ukazały się na szczycie wzniesienia, musiał zrobić na przeciwniku piorunujące wrażenie skoro

„chociaż górujący liczbą – jak zanotował kronikarz – przestraszeni jednak bardzo widokiem wojska królewskiego, rozproszyli się wszyscy w bezładnej ucieczce”.

Można się domyśleć, że w ogólnym pośpiechu pewni swej przewagi Krzyżacy nie zdążyli się uformować i pędzili na łeb, na szyję ku łatwej – jak im się wydawało – zdobyczy. A kiedy zobaczyli tuż przed sobą najeżony kopiami mur polskich chorągwi, to za późno już było na rozsądną ocenę sytuacji. Polacy mieli zdecydowaną przewagę psychologiczną i należało ją tylko szybko wykorzystać.

Piotr Szafraniec nie pozwolił jednak przez dłuższy czas ścigać uciekających „mimo próśb i nalegania wielu rycerzy – jak czytamy w Kronice – ponieważ obawiał się podobnej zasadzki, jaką on sam urządził i dopiero, gdy się przekonał, że nieprzyjaciele w największym nieładzie i rozsypce zdążyli do miasta, dał rozkaz, aby puszczono się za nimi w pogoń. A lubo zbyt późno, żwawo jednak rycerze polscy poskoczywszy aż do bram miasta Tucholi, wielu zgładzili mieczem po drodze i pobrali w niewolę.

Zbiegł wtedy z pola między innymi Jan – książę ziębicki i wszyscy znakomitsi rycerze. Niektórzy zaś straciwszy nadzieję, iżby się dostać mogli do miasta, popuszczali konie, a sami rzucili się do wody (to jest do Kiczy lub Jeziora Zamkowego), gdzie ich znaczna liczba potonęła. Więcej rzeczywiście zginęło w ten sposób niżeli od miecza. Wielu nareszcie nie sądząc, aby i w Tucholi mogli być bezpiecznymi, uciekło do Chojnic, jako miejsca nierównie warowniejszego, ale i tam od Polaków ścigani nie zdołali ujść więzów.

Wojsko królewskie zdobyło nadto obóz wszystek i tabory nieprzyjacielskie, które znajdowały się pod miastem, a których w trwodze wielkiej i pośpiechu oraz wskutek naporu uciekających nie można było wprowadzić do miasta, i znalezioną w nich zdobyczy znaczną między siebie rozerwało”.

Plądrowanie taborów i ściganie niedobitków przeciągnęło się do końca dnia. Polacy, mimo wspomnianych wyżej obaw, nawet nie próbowali zdobywać Tucholi, ponieważ nie mieli przy sobie odpowiedniego sprzętu oraz piechoty niezbędnej do przeprowadzenia oblężenia. Dlatego kiedy zbliżała się noc

„wojsko królewskie znużone całodziennym trudem i pragnieniem zaczęło rozchodzić się spod Tucholi, aby gdzieś znaleźć żywność dla siebie i koni. Ale że zdobyczą i taborami nazbyt były obciążone, a żadnego nie miało przewodnika, noc przy tym nadzwyczaj była ciemna, gdyż ani księżyc, ani gwiazdy nie świeciły, przeto krążyło błąkając się to tu, to tam. O świcie dopiero poznawszy, że przez całą noc uszło zaledwie pół mili, tak iż widać jeszcze było zamek Tucholę, wielce się zatrwożyło, aby na strudzonych, osłabionych i głodnych nieprzyjaciel nie napadł, iż zaczęło się wycofywać do Bydgoszczy. Ale mgła z nocy wciąż trwająca, a tak gęsta, że nic prawie widzieć nie można było (jako wobec tego z odległości pół mili widzieli Tucholę?!), oddaliła wszelkie niebezpieczeństwo i zakryte ćmą wojsko przybyło szczęśliwie do Bydgoszczy”.

Zmęczeni walką i obładowani łupem rycerze nie mieli ochoty do dalszej wojny zwłaszcza wobec zbliżającej się zimy, dlatego wysłali do króla posłańca z wiadomością o zwycięstwie, a sami szybko rozjechali się w domowe pielesze! Kiedy król dowiedział się o tym

„siadł na konia i biegł spiesznie z Inowrocławia ku Łabiszynowi i Szubinowi, aby wojsko wracające cofnąć w pochodzie i odprowadzić pod Tucholę, dla zatrzymania w oblężeniu nieprzyjaciół, którzy się do niej byli schronili. Ale chociaż król szybko pędził, na czas jednak nie zdążył, już bowiem wojsko w różne strony się porozchodziło i nie można go było w żaden sposób pościągać”.

W tym ostatnim zdaniu można wyczuć lekką nutę ironii, z jaką Długosz pisze o postępowaniu Jagiełły, którego zresztą szczerze nie cierpiał. Łatwo sobie wyobrazić ten złośliwy uśmieszek na twarzy starca dyktującego sekretarzowi kolejny rozdział swojego dzieła, kiedy to mówiąc o tym, jak to król szybko pędził dodaje sobie w myślach: ażebyś kark skręcił… Jedno jest pewne – dla Jagiełły zwycięstwo pod Tucholą miało gorzki smak.

Śladami bitwy pod Tucholą

Historię bitwy tucholskiej, będącej ostatnim większym epizodem militarnym wielkiej wojny Polski i Litwy z Zakonem Krzyżackim, zakończonej I pokojem toruńskim (1.02.1411) można nie tylko poznać ze źródeł i opracowań historyków, ale również namacalnie – idąc opisanym poniżej szlakiem.

Wycieczkę najlepiej zacząć od zwiedzania Starego Miasta. Zachował się jego średniowieczny układ urbanistyczny z dużym, prostokątnym rynkiem po środku, regularną siatką ulic przecinających się pod kątem prostym i malowniczą obwodnicą biegnącą od wewnątrz pod murami miasta (ul. Starofarna, Murowa i Okrężna).

Pozostałości średniowiecznych murów miejskich w Tucholi

Pozostałości murów miejskich, rozebranych podobnie jak ruiny zamku krzyżackiego, po wielkim pożarze Tucholi w 1781 r. są najlepiej widoczne w fundamentach postawionych na ich obwodzie kamieniczek od strony ulicy Nowodworskiego, Gabrychów i ks. K. Kreffta. Obok wspomnianych dwóch bram głównych: Chojnickiej i Świeckiej, którymi przechodził przez miasto szlak z Marchii Brandenburskiej do Prus (tzw. via marchionis, czyli droga margrabiów), w murach miejskich u wylotu ul. Rzeźnickiej znajdowała się jeszcze brama Zielona, prowadząca na zamek.

Najbardziej okazałe resztki zamku można zobaczyć w holu i podziemiach Tucholskiego Domu Kultury przy pl. Zamkowym (są to mury i piwnice XIV – wiecznego spichrza). Kamienice, stojące wokół placu, są usytuowane dokładnie na miejscu wymienionych w lustracji z 1565 r. budynków gospodarczych przedzamcza, natomiast zamek wysoki – właściwa siedziba konwentu i komtura krzyżackiego – wznosiła się tam, gdzie obecnie znajduje się budynek Szkoły Podstawowej nr 1 oraz boisko szkolne.

Brama, przez którą wypadli rycerze krzyżaccy, kiedy ujrzeli oddziały polskie plądrujące zabudowania folwarku Kałdowo, stała najprawdopodobniej na osi dzisiejszej ulicy Ogrodowej.

Tędy opuszczamy teren zamkowy i ulicami Ogrodową i Wybickiego (po wiadukcie), przechodzimy przez obszar dawnego folwarku. Następnie idziemy ul. Wiejską – trasą pogoni, a później ucieczki Krzyżaków. Wchodzimy na szczyt wzniesienia, za którym stały wojska polskie przed bitwą, przechodzimy dolinę i wspinamy się wąwozem do zabudowań wsi Nowa Tuchola. Stamtąd wzdłuż krawędzi doliny (piękna panorama Tucholi i Borów) idziemy polną drogą do kapliczki z drewnianą figurą św. Wawrzyńca, położonej na skraju Wysokiej Wsi.

Przed kapliczką znajduje się zejście wąwozem na dno doliny. Dolina jest porośnięta trawą i kępami drzew, które rosną wzdłuż krętego koryta wyschniętego strumienia (w średniowieczu musiało tu być znacznie bardziej mokro) i tworzą małe zagajniki na jej stromych zboczach. Zazwyczaj jest tutaj cicho i pusto.

Jednym słowem jej wygląd nie zmienił się zbyt wiele od czasu, kiedy o świcie 5 listopada 1410 roku, a więc ponad 600 lat temu, podążały tędy chorągwie Jagiełły, podchodząc szybkim, ale ostrożnym marszem pod uśpione miasto. Można powiedzieć, że w powietrzu unosi się jeszcze zapach końskiego potu i słychać klaskanie kopyt w listopadowym błocku… Po dojściu do końca doliny wracamy ul. Wiejską i Sępoleńską do centrum. Po drodze mijamy kanał Kiczy.

Być może w torfie i mule tej niepozornej dzisiaj strugi nadal tkwią szczątki krzyżackich najemników?

Autor: Dariusz Piasek