Z demonologii Borów, Kaszub i Zaborów
O upiorach
Małgorzata Goszczyńska
Wiara w upiory jest bardzo stara. Według tego wierzenia upiór najczęściej napadał na własną rodzinę, zabijał ofiary, pił ich krew, jadł mięso. Być może przekonanie o takich upodobaniach upiorów powstało w czasie jakiejś klęski głodu. Nazwę zapożyczyliśmy z dawnej Rusi – „upyr”, rodzima brzmiała prawdopodobnie wąpierz lub waupierz. Czasami nazywano je również strzygami, być może od starorzymskiej, krwiożerczej „striges”.
Upiora rozpoznawano po tym, że miał rumianą cerę, ślady krwi na ustach, był nagi (bo zjadł swoją odzież). Aby zabezpieczyć się przed zmarłym, dokonywano ciałopalenia, wrzucano do urny coś ostrego, odwracano urnę do góry dnem lub przyciskano kamieniami. Często upiora unieszkodliwiano, obcinając mu głowę i układając między nogami. Czasami przebijano pierś zmarłego drewnianym kołkiem lub głowę żelaznym gwoździkiem. Zdarzały się wypadki łamania umarłym kręgosłupa, krępowania sznurami, obkładania grobu kamieniami.
O tym, że już Słowianie wierzyli w upiory, świadczy archeologiczny przykład odnalezionej na Dolnym Śląsku, w miejscowości Brzeg Dolny, czaszki przebitej olbrzymim gwoździem. W „Casus de strigis” z 1674 roku zanotowano:
„Trafiło się Anno w 1674, że człowiek jeden umarł w Trzeszowey, który z krewnych swoich osobom wielkie czynił złości onych duszący, bijący, krew z nich wysysający: mówią, że to strzyga którego doł otworzywszy naleśli go jako wor świeziusienskiej krwie pełnego, kazałem go (mówi Pleban) w dole na gębę położyć, ale tejże nocy przyszedł do syna swogo, którego srodze zbił y wczora powiadano, że umarł. Panowie instant barzo ażeby mu szyję uciąć rydlem, dubitat an sit receptum ab Ecclesid tak postępować erudeliter”.
Na temat upiorów rozwodzi się także XVIII – wieczny pisarz B. Chmielowski, w swoim dziele pt. „Nowe Ateny albo Akademija wszelkich scyjencyj (wiedzy) pełna, na różne tytuły, jak na classeo (klasy) podzielona, mądrym dla memoryjału (przypomnienia), idyjotom dla nauki, politykom dla praktyki, melankolikom dla rozrywki…”.
W XIX wieku literatura pod wpływem panującego romantyzmu naroiła się od upiorów. A jak wyobrażano sobie wampiry w Borach, na Kaszubach, Kociewiu i Zaborach? Na całym tym obszarze bardzo podobnie. Nazywano je: ópi, uepi, opi, uopi, opon, netop, wieszczi, upiol, wupi, połolp i łupi.
Jeżeli w przeciągu krótkiego czasu umierało we wsi lub w rodzinie kilka osób, to na pewno winny był ópi lub wieszczi. Chodził nocą od chaty do chaty, stukał w okno i pytał: „Hej spita wa?”. Jeśli usłyszał odpowiedź „spime”, wówczas odpowiadał – „a to spita na wieki” – po czym w chacie wszyscy umierali.
Czasami wspinał się na kościelną dzwonnicę i uderzał w dzwon. Jak daleko było słychać dźwięk dzwonu, tak daleko ludzie umierali. Mógł go odpędzić ksiądz ubrany w liturgiczne szaty, jeśli rzucił mu w twarz pękiem kluczy od kościoła. Aby utrudnić ópiemu dzwonienie, umieszczano koniec liny od dzwonów np. wysoko na gwoździu pod powałą, na szczycie dachu lub blokując za pomocą tzw. gafli (dwurogowych, drewnianych wideł). Tłumaczono również, że to z powodu upiorów trzeba budować wysokie wieże kościołów.
Wieszczego można było poznać po tym, że rodził się z dwoma zębami, w czepku na głowie, a twarz miał pokrytą drobnymi żyłkami, które po śmierci stawały się wyrazistsze. Dorosły wieszczi miał twarz i ciało koloru czerwonego. Aby zabezpieczyć zmarłego przed działalnością pozagrobową, dawano mu do ręki książeczkę do nabożeństwa, w której nie było słowa Amen. Poza tym wkładano do ust wapno, utartą cegłę, jednogroszową monetę, by miał co robić i ją ssał. Czasami rzucano na podejrzanego zmarłego mak lub garść ziemi z krzyżujących się miedz. Wierzono głęboko, że może się zwlec, gdy pogryzie cały mak lub ziemię. Trwało to bardzo długo, ponieważ na pogryzienie ziarna maku potrzebował rok. Umarły musiał mieć robotę, wtedy nie wstanie.
Niekiedy umarłym wycinano pięty lub nie ubierano trzewików, aby odwlec od chodzonego po śmierci. Prawie zawsze kładziono pod pachę i pod brodę po jednym krzyżyku z osiki. Zdarzały się wypadki, że podczas pochodu pogrzebowego otwierano trumnę na granicy wsi i przewracano trupa głową w dół, aby nie znalazł drogi do domu. Zasłaniano sobie twarze, aby zmarły nie poznał pogrzebników. Stosowano również i inne metody. Na przykład trzeba było pójść o północy na cmentarz, odkopać mogiłę, ściąć trupowi głowę kosą lub łopatą do wyrębu torfu, następnie położyć ją pomiędzy stopami upiora, aby nie mogła zrosnąć się z ciałem. Krew, która wypłynęła, mogła być podana chorym w celach profilaktycznych.
Czasami dopiero w drodze na cmentarz dowiadywano się z przerażeniem, że umarły będzie wieszczim, gdy konie ciągnące wóz z trumną stawały nagle dęba na granicach dwóch wsi. Ruszały dopiero, gdy przez nie i przez trumnę rzucono garść ziemi z wykonanej dla zmarłego mogiły. Jednak najlepszym ze sposobów unieszkodliwiającym upiorów było rzucanie w niego srebrną kulą lub monetą 5 – groszową.
Na zakończenie dobra rada. Upiorów już nie ma na świecie, ale na wszelki wypadek, trzymajmy na podorędziu srebrną kulę lub mały grosik. A nuż może się przydać.
Autor: Małgorzata Goszczyńska