Z demonologii Kaszub, Kociewia i Zaborów
Jak wyobrażano sobie diabła?
Małgorzata Goszczyńska
Diabeł był postacią bardzo popularną w wierzeniach polskiego ludu. Prawdopodobnie wywodzi się on od słowiańskiego boga złej doli (czernoboga), któremu w czasach chrześcijańskich nadano konkretne kształty. Wyrosły mu rogi, ogon, kosmate nogi. W wyglądzie zewnętrznym zaczął wówczas przypominać starożytnego, koźlonogiego boga – Pana.
W literaturze po raz pierwszy o diable wspomina „Katalog Magii Rudolfa”. Autor, zakonnik, opisywał czynności, które wykonywały słowiańskie dziewczęta, kiedy chciały poznać męża:
„Robią także mydliny i razem z grzebieniem, owsem i kawałkami mięsa ustawiają koło ustępu i mówią: przyjdź diable, wykąp się i uczesz, koniowi twojemu daj owsa, jastrząbowi mięsa, a mnie wskaż męża mojego”.
Pierwotnie nazwy na złego ducha brzmiały – bies (wściekły, szalony) i czart (demon złośliwy, chromy, względnie okaleczony). Nazwy diabła i szatana przyniósł kościół chrześcijański. W okresie kontrreformacji pogłębiły się również jego negatywne cechy charakteru. Stał się wyjątkowo złośliwy i niesympatyczny. Mieszkał w piekle, a piekło jak wierzą Kaszubi
„je tak głębok pod zemą, jak wesok roztaca są nad ną nebo”.
Główne wejście zabite jest deskami, o które opiera się niebo.
Diabeł od czasu do czasu pojawiał się na ziemi w różnych postaciach, np. zwierząt – kulawego zająca, żmii, kozy, nietoperza, chudej szkapy, czarnego kota, byka. Nigdy nie przemieniał się w owcę (symbol Baranka Bożego). Niekiedy przyjmował postać ludzką. Wówczas był bardzo wysoki, miał bardzo długie stopy (1/2 metra), kopyto końskie u nogi lub robi na głowie.
Na Zaborach często nazywano go smętkiem lub smątkiem. O człowieku, któremu się źle powodziło mówiono, że mu się smętek psoci. Imienia smętka używano również w przekleństwach.
„U smętka jakego, lub co be ce smatk do pekła ne wzan”.
Przeklinając używano czasami imienia Jivana np.
„jiż do Jivana”.
Najpopularniejszym diabłem kaszubskim był purtk. Jego nazwa prawdopodobnie wywodzi się od słowa purtac, czyli oddawać wiatry lub mieć purtę (rozwolnienie). Kociewiacy i Borowiacy nazywali go srelą i sraką. Był kosmaty, z rogami, kusy i z tepą (czyli krótkim ogonkiem). Posiadał ogromną siłę, którą wykorzystywał przerzucając głazy zwane purtkówkami. Ze szczególnym upodobaniem lubił ogonem zakrywać różne przedmioty przed człowiekiem lub mieszać mu w misce, gdy przed jedzeniem się nie przeżegnał.
Diabła można było zadać, a zwykle czyniły to czarownice. W postaci robaka, czarnego bąka, włosa, w chlebie, na chlebie pod masłem, w napojach, a nawet w tabace do zażywania. Zadane złe duchy nazywano jurkami, michałkami, kubami, buszkami lub bzinkami. Choroba potem była ciężka, a rekonwalescencja długa.
Złe duchy były odpowiedzialne nie tylko za choroby trapiące ludzi, lecz również za zjawiska atmosferyczne, np. błędne ogniki. Na pograniczu kaszubsko – borowiackim nazywano je svecnikami, babinami, omancami lub lelkami:
„mili luzom drogę, zamiast jich na błota”.
Można było je odpędzić, gdy się je przeżegnało.
„Niech jize na kriżowe drogi”.
Znikając jednak często powodowały burze i zamiecie. W związku z tym metodę tę trzeba było stosować bardzo roztropnie.
Małnią nazywano błyskawicę bez grzmotów. Sprawcą jej był maniak – odźwierny piekielny. Powodował ją jasny blask bijący z piekła, ilekroć maniak otwierał i zatrzaskiwał główną bramę. Mrelec był antropomorfizacją silnego mrozu. Wyobrażano go sobie jako kudłatego i wąsatego demona, pokrytego szronem. Potrafił on zamrozić wodę w studni, krowom mleko w wymionach, cielę w krowie. Psocił rybakom, pokrywając jeziora i stawy lodem, a niedoświadczonych prowadził na utonięcie.
Diabeł był również odpowiedzialne za wiry powietrzne. Powstawały one, gdy zły duch zabawiał się na przykład latając na miotle, tańcząc do upadłego, machając ogonem. Można było go zobaczyć przez rękaw marynarki, nogawkę spodni lub dziurę po wypadniętym sęku. Śmiałkowie próbowali go zabić, rzucając w środek wiru nóż lub kij. Jeśli na miejscu wypadku ukazała się krew, był to niezawodny znak, że
„diabeł je zabiti”.
Na Kociewiu nazywano go krącek, jurk. Borowiacy używali nazw: świnie gówno lub świnawica.
Ciekawostką pozostaje fakt, że diabły czyniono odpowiedzialnymi za wszystkie gwałtowne zjawiska atmosferyczne, ale bardzo głęboko wierzono, że boją się one grzmotów. Zwykle szukały wówczas schronienia u psów i kotów. Dlatego te zwierzęta w czasie burzy łaszą się do ludzi.
„Diabeł w chternego grmot trafił obraca są w smołę”.
Czasami złe duchy pozostawały na usługach ludzi, w zamian za doczesną pomoc. Takim diabłem był kaszubski motelnik, latający w postaci ognistej miotły. Miał on zwyczaj wrzucania przez komin zaprzedanym chłopom worki nawozu, który potem zmieniał się w pieniądze. Na Kociewiu i Zaborach określano go latawcem lub latalecą. W dżdżyste dni często przypominał zmokłego kurczaka – kto go przyjął i nakarmił, temu przysparzał zboża.
Głównym zajęciem diabłów było pilnowanie skarbów. Skąpiec co 7 lat, w dzień św. Jana, rozpalał ogień, żeby pieniądze nie zaśniedziały. Jeśli się zdjęło z lewej nogi but i wrzuciło do ognia, natychmiast gasnął, a pieniądze ukazywały się na powierzchni ziemi. Nie wolno ich było prędzej wydobyć, dopiero nazajutrz i to w towarzystwie małego dziecka. Nie należało w tym czasie mówić, ponieważ pieniądze:
„pado esce gamb w zamno”.
Nie należało też zarzucać dołu po wydobyciu skarbu, aby nie umrzeć, gdyż zasypanie dołu symbolizowało grób.
Według wierzeń kaszubskich, kociewskich i zaborskich diabeł był przyczyną wszystkiego złego, ale wyraźnie nie radził sobie z babą. Świadczą o tym liczne powiedzenia:
– „Gdzie babe rają, tam diable spewają”
– „Gdzie purkt ni może, tam baba pomoże”
– „Gdzie baba rządzi, tam diabłe błądzi”
Zatem jednak nie taki diabeł straszny…
Autor: Małgorzata Goszczyńska