Jak Borowiak diabła przechytrzył?
O tym jak sprytny Borowiak biesa na dudka wystrychnął
Niedaleko Tucholi, w leśnictwie Świt znajduje się przełomowy odcinek Brdy, przebijający się tu przez morenę denną. Szczególnie piękny fragment przełomu zwany jest Piekłem (Piekiełkiem). Uroczysko to uchodzi od blisko 100 lat za jedną z głównych atrakcji w okolicach Tucholi.
Płynąca głębokim jarem rzeka wypłukała w ciągu wieków liczne głazy i kamienie sterczące z wody i tworzące charakterystyczne dla górskich potoków bystrza. Dodatkowym urozmaiceniem tego miejsca jest wysoki występ, urwisko prawie, zwane Diabelską Kazalnicą
Legenda mówi, że często siadywał na nim diabeł przybierając różne postacie. Czasami udawał kruka, a czasem gawrona lub jastrzębia, ale widywano go także pod postacią wielkiego mężczyzny, obleczonego w długie, czarne odzienie, a nawet w ubiór konnego jeźdźca.
Mówiono, że chętnie stamtąd przyglądał się flisakom. Nieraz im wymyślał, beształ, jakby kazanie prawił. Kiedy ukazywał się w postaci wrony zazwyczaj nieszczęście jakieś wykrakał. Jedna z powiastek mówi, że diabeł ów chcąc dobrze poznać życie Borowiaków, najął się u jednego z gospodarzy za parobka. Wybrał biedniejszego, któremu w gospodarstwie nie szczęściło się. Gospodarz przyjął go, bo wyglądał zwyczajnie, jak parobek, mówił po naszemu, chociaż pochodził podobno spod Świecia, na pracach w polu i w podwórzu znał się jak należy. Gospodarz był z niego zadowolony. Pracował porządnie, od rana do wieczora i wszystko mu się udawało. Sąsiedzi zaczęli zazdrościć takiego pomocnika. Orka szła jak nigdy dotąd, żniwa także, a i zwózka była na czas, bydło w dobrej kondycji, krowy dawały mleko cały rok, świnie tuczyły się na byle czym, a cielęta rosły w oczach. Gospodarz cieszył się. Pewnego dnia powiedział do swojej żony:
– Muszę Gustka (tak się ten diabeł przedstawił) urządzić na długie lata. On przynosi nam szczęście i pracuje za dwóch, dwóch nawet za trzech.
Żona też była tego zdania. Powiedziała, że dostanie teraz lepsze jedzenie, na zabawy z wiejskimi dziewkami puści, a wynagrodzenie za robotę mu podwoi. Gustek jednak za wszystko podziękował, ale zażądał po latach gospodarza. Całego jak tylko odda ostatnie tchnienie. I gospodarz się na to zgodził, bo był zdrowy i o śmierci wcale nie myślał. Diabeł zaraz podał mu umowę, kazał zaciąć się w palec i krwią umowę podpisać. Tak też się stało. Parobek był nadal serdeczny i chętny do pracy. Lata mijały i gospodarstwo dalej kwitło. Ludzie się dziwili, że taki kiedyś kiepski gospodarz a tak się bogacił. Zaczęli między sobą szeptać, że w gospodarce jest coś niezwykłego, że pomaga tam jakaś nieludzka siła. Czas zaczął zginać grzbiet gospodarza, lata cisnęły chłopa do ziemi. Czuł, że zbliża się jego koniec. I wtedy przypomniał sobie o podpisanej umowie.
– Duszy! Duszy mojej chce ten bies! Teraz wiem, że Gust jest diabłem. Co zrobić? Co zrobić? – szeptał do swojej żony. Baba jak to baba zawsze coś wymyśli. Przypomniała sobie, że w Żółwińcu, w pustelni żyje człowiek, który brata się z duchami, ale tymi zbawionymi. Chłop ruszył zaraz do pobożnego człowieka prosić o radę i modlitwę za niego. Pustelnik sprawę przyjął, choć nie była łatwa. Poradził gospodarzowi, że gdy zbliżać się będzie ostateczna godzina ma zjawić się w pustelni, a w swoim łożu umieścić ma najostrzejszego psa. Chłop udał się do domu, przywołał kundla, ubrał w swoją koszulę, wsadził na czarne kudły czapkę, przykrył pierzyną i szepnął:
– Leż tu piesku spokojnie do czasu, aż przyjdzie tu Gust.
Pies zrozumiał, bo z panem przeżył niejedno. Gospodarz powędrował do pustelni i tam czekał na dalszy ciąg wydarzeń. W tym dniu przyszła do niego śmierć. Chwyciła go za gardło, ale duszę dostał pustelnik i przekazał ją pod sąd boski. W tym czasie Gust był w polu. Rzucił orkę i popędził do izby, gdzie chłop sypiał. Wskoczył przez okno, bo przy drzwiach była święcona woda i kropidło. Chwycił zawiniętą w koszulę postać, pewny, że to gospodarz i popędził z nią na kazalnicę. Pies był spokojny, nawet nie zamruczał pamiętał słowa swego pana. Kiedy diabeł dotarł z nim na kazalnicowy występ i chciał cisnąć go w dół do piekła – pies mocno go ugryzł. Diabeł aż pisnął i puścił swego pojmańca. Ten tylko na to czekał. Jak nie skoczy diabłu do gardła, jak nie zacznie ujadać, aż się wszystkie wrony przestraszyły. Diabeł tak ze strachu cofał się na skraj występu, aż gruchnął w dół, prosto do piekła, które tam właśnie miało swoje czeluście.
A w piekle, podobno, chwycił diabła sam Lucyper. Za karę, że dał się oszukać przez prostego chłopa, zamienił go w kruka.
Od tego czasu diabeł nie pokazuje się już pod ludzką postacią. Można go tam czasem zobaczyć, głośno kraczącego i krążącego nad Piekiełkiem.
Na podstawie M. Ollick „Maltych i grapa” wydawnictwo LOGO, Tuchola 2007